Jakiś czas temu na wakacjach w Holandii lokalni zaprosili mnie na zawody do miasta Zeewolde położonego 60km od miasta w którym koczowałem, więc na drugi dzień zabrałem deske i pojechalem gdzie po drodze spotkała mnie hardcorowa ulewa, na miejscu zobaczylem zajaranych skejtow ktorzy swoimi recznikami wycierali przeszkody i zmiatali kałuże z nawieszchni, najbardziej zajarani jezdzili po mokrym parku. Żeby nie siedzieć bezczynnie, wziąłem miotłe i mowiłem everyday im shufflin, słońce wyszlo i po ok. godzinie było juz sucho. polecial jakiś best trick na vercie później wszyscy rzucili sie na street, kiedy wszyscy katowali kąty jak pojebani ja w polskim stylu zostalem przy murkach. To co robili tam holendrzy to mnie przerosło, flipy i salta transferem na kątach z 2 metrową przerwą robili z palcem w dupie albo z jointem w mordzie. Startowałem bo stwierdzili, że musze, a co do tricków... nie ważne, było spoko, zajarany wróciłem i zajarany poszedlem spać
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPodpis?
OdpowiedzUsuń