Wczoraj byliśmy sobie z Jurasem w Gdańsku. Nie był to skate wyjazd z prawdziwego zdarzenia ALE deski były z nami, trochę pojeździliśy, a Juro miał na sobie koszulkę Elbinghetto, więc zdecydowałem, że można pisać o tym. Biorąc pod uwagę zastój na stronce tym bardziej.
Ustawiliśmy się o 8.30 na Jagiellonie i jakimś dziwnym cudem nikt z nas się nie spóźnił.
Po drodze Juro bawił się w swoja ulubioną zabawę czyli puszczanie muzyki i zmienianie piosenek co 10 sekund. Całe szczęście później wjechało radio co nie pozwalało tak szaleć!
Na pierwszy ogień poszedł Chrom. Chciałem kupić sobie bilety na Kult na Stoczni. Więc grzecznie zaparkowaliśmy, JESZCZE GRZECZNIEJ zapłaciliśmy za parking(1,00!! ROZBÓJ W BIAŁY DZIEŃ!) i poszliśmy do Wielkiego Młyna.
I teraz uwaga! Czas na radę z serii Złotych Rad Wujka Krzyśka. Wielki Młyn, a co za tym idzie Chrom i Nervous, jest otwarty od? 11!! A myślałem, że jak już od 10(a była 9.50 i ja byłem szczerze zdziwiony, że może być przed 10 bo przez ostatnie 4,5 miesiąca otwierałem oczy rano koło 10!!)
Pojechaliśmy do Galerii, ja zakupiłem wymarzone słuchawki do ipoda i zakupiliśmy jedzenie na później.
Kierunek Lekarz, a szczegóły wizyty lekarskiej mogę pominąć, każdy z Was i tak wie, że nie ma nic przyjemniejszego niż siedziec półtorej godziny u lekarza!
W międzyczasie spóźniłem się na ustawkę z monterem TP S.A. ale i tak założył mi telefon.
Jak już monter zadowolony ze swojej roboty sobie poszedł my zjedliśmy kozak pizze w wykonaniu mistrza kuchni Roberta!
Później szczęsliwi i najedzeni pojechaliśmy w miasto. Zakupiliśmy bilety na Kult i jako, że popadywało pojechaliśmy na Modelarnie/Freedom Park!
Na wjeździe okazało się, że mamy szczęście i ziomek w bramie nie pracuje tam na stałe i ma wyjebane także wjechaliśmy sobie samochodem pod same drzwi do parku z plakietką "Goście, Visitors" za przednia szybą!
Na modelarni pojeździliśmy sobie ze 2 godziny, poszło trików co nie miara i jeszcze więcej.
Zawineliśmy się jak już mieliśmy dość i wracając zajechaliśmy na cmentarz sowiecki. Kozak 3 schody. Tam pękła mi deska, a Juro gamoń zrobił ładniuśkiego frontflipa. Później wchodziły głupie zajawki w stylu skakanie synhroniczne ze schodów, które po kolejnym synhronicznym fronside'dzie na dupe się skończyło.
W drodze powrotnej Juro skminił żeby zajechać do Nowego Dworu. Tak też zrobiliśmy. Poświrowaliśmy pawiana na manualboxie i banku, pozjeżdżaliśmy na tyłku z quatera i zawineliśmy do domu.
No i to by było na tyle w kwestii Gdańska jak na wczoraj.
Zdjęc nie ma oczywiście bo jako dziecko fotografa zupełnie nie mam zajawki na robienie zdjęc. Także zostaje czytać te pierdoły. Elo!!